
IV Zjazd w Sielpi Wielkiej k/Końskich 2005
Przed Zjazdem - dnia 02.09.2005 r.
Na 24 godz. przed oficjalnym otwarciem IV Zjazdu Rodzin Konopackich i Pytlewskich
jeszcze jesteśmy w Kielcach. Sprawdzam czy wszystko jest załatwione i załadowane do samochodów.
Jest wszystko tylko mamy po drodze wstąpić i zabrać jeszcze świeżo upieczone ciasta. Zdziwiona jestem,
gdy przy odbiorze ciast otrzymuję pismo - certyfikat w którym zapisano: "niżej wymienione ciasta sporządzono
w dniu 02.09.2005 r. zgodnie ze schematem technologicznym systemu HACCP. Z każdej partii wypieku pobrano próby
kontrolne." a certyfikat podpisał dietetyk i szef kuchni.
Wyjeżdżamy ostrożnie z Kielc, bo przecież wieziemy świeże ciasta i nie mogą nam się w czasie
podróży uszkodzić. No ale chyba ich w całości nie dowieziemy, bo tuż przed miejscowością
Miedziana Góra jest objazd, bo właśnie rozgrywają się zawody samochodowe na torze kieleckim
w skład którego wchodzi część drogi Kielce - Łódż, którą mamy do pokonania. Objazd przez Tumlin
po fatalnych dziurach. Po trzech kilometrach jazdy olbrzymi korek. Jak się póżniej okazało na wąskim
objeżdzie jakiś samochód został staranowany przez "Tira" . Gdy dojechaliśmy do miejca wypadku poszkodowanych
już nie było w rozbitym samochodzie. Dalej jechaliśmy już w kolumnie samochodów.
Przyjechaliśmy do cichego uroczego miejsca naszego zjazdu. Na nasz przyjazd oczekiwał zastępca szefa ośrodka,
więc nasze ciasta zupełnie nie naruszone trudami podróży natychmiast zostały umieszczone w komorach chłodniczych.
Przekazano nam klucze od pokoi hotelowych i w tym momencie zorientowałam się, że jest nas tylko dwoje,
a musimy jeszcze zakupić napoje chłodzące i soki w pobliskiej hurtowni. Musimy też zawiesić dekoracje,
napisy i strzałki wzdluż drogi do miejsca zjazdu. Miało dojechać do nas jeszcze 6 osób.
Jest już godz. 14.00 nikt jeszcze nie przyjechał. Zabieram strzałki - jak będziemy wracać z hurtowni z napojami
to je zawiesimy. O godz 15.30 jesteśmy już na miejscu zjazdu. Trasa zjazdu oznakowana - nikt nie powinien błądzić.
Gdy kończyłam segregowanie dekoracji na tarasie - do ośrodka wjechał samochód prowadzony przez Michała Panfila,
a zaraz potem wysiadła z niego uśmiechnięta Ela Konopacka. Już nie byliśmy sami.
Po krótkim odpoczynku Ela z Michałem zajęli się dekoracją. Po 17.00 dojechali do nas: Krysia i Lucjan Pytlewscy
z Włoszczowy, którzy jak zwykle przywieżli zamówioną specjalnie na ognisko zjazdowe pyszną kiełbasę.
Oni też natychmiast włączyli się do dekorowania ośrodka. Specjalnymi pompkami napełnialiśmy balony, niebieskie, złote i zielone.
Potem zadawoniła Hania Rusek z Olkusza, jak się dowiedziała, że już jesteśmy w Sielpi to postanowiła,
że oni też zaraz wyjeżdżaja i włączą się do dekorowania miejsca zjazdu. Warkot samochodów na drodze dojazdowej
do Ośrodka oznajmiał nam, że ktoś jeszcze jedzie do nas. To bracia Konopaccy; Marian i Jacek ze swoimi żonami
z Piotrkowa Trybunalskiego! Na nich zawsze można liczyć. Przekonałam się o tym, gdy w przeddzień zjazdu
w Pile n/Czarną, który organizowała Barbara Kłosowicz-Krzywicka zjawili się do pomocy tak samo jak dzisiaj.
Przemiła Mariola i Ewa też zaraz włączyły się do pracy. Następnie dojechał do nas jeszcze Roman Konopacki z Gdańska.
Zapadał już zmrok, gdy Ela Konopacka zaproponowała przerwę na kolację. W pobliżu jest kilka kafejek,
barów, ale czy są jeszcze czynne? Mój małżonek postanowił to sprawdzić. Nie trwało to zbyt długo.
Zjawił się niebawem zarządził przerwę w pracy, gdyż bary już zamykają, ale w jednym na nas jeszcze chwilę poczekają.
Jak nam smakowały: pierogi, bigos, pizza, pulpety! Między stołami za którymi zasiedliśmy krążył pies
właściciela baru - piękny bernandyn. Nie zwracaliśmy na niego uwagi bo zachwycił nas zachód słońca
nad jeziorem z którego już rozsnuwał się opar. Podobny zachód słońca sfotografowała następnego dnia
Iwona Malicka. Zadzwonił telefon. Jeszcze jedzie do nas Agnieszka i Stefan Nawrocki z Warszawy - już są
w Sielpi i dopytują się jak do nas trafić. Są niedaleko nas przy głównym deptaku, więc Zbyszek, Jacek, i Marian
idą do nich.
Potem było wiele śmiechu jak opowiadali, że nie mogli się rozpoznać i tylko telefon komórkowy wybawił ich z
tej opresji.
Gdy wróciliśmy do ośrodka okazało się, że jest już zbyt ciemno i niestety nic już nie da się zrobić.
Postanowiliśmy na tyle przygotować pozostałą dekorację, aby rano ją szybko zawieśić.
I znowu dzwoni telefon komórkowy są już w Sielpi koło stacji benzynowej Ruskowie z Olkusza.
Pilotuje ich przez telefon Zbyszek. Już jest nas 13 osób. Ktoś zauważa, że Stefan ma dzisiaj
imieniny, więc odśpiewujemy mu tradycyne sto lat. Ela oznajmia, że w ten sposób "grupa kwatermistrzowska"
uczciła solenizanta. Otąd nazywamy się grupą kwatermistrzowską. Ania i Antek Ruskowie przywieżli
ze sobą swoich wnuków, Mateusza i Bartka, którzy ochoczo pompowali balony. Jako ostatni w tym dniu
przyjechali jeszcze z Niemiec - Zittau Marek Radwan-Pytlewski z żoną Carmen, córką Joanną i synem,
który ma na imię Mark. Zmęczeni długą podróżą niebawem udali się na odpoczynek.
|