Mglisty poranek w drugi dzień Zjazdu zapowiadał zmianę pogody.
Krystyna i Lucjan Pytlewscy na pewno wstali dzisiaj bardzo wcześnie, bo
już o godz. 7.00 Krysia poinformowała mnie, że w amfiteatrze na scenie
jest już przygotowany ołtarz do mającej się odbyć mszy polowej.
Tuż przed 8.00 przybył ksiądz Tomasz Janicki z Parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy z Końskich. Zapytał, czy jest ktoś kto chce się wyspowiadać ? Zgłosiły się dwie osoby. Był przez moment problem-
nie ma konfesjonału. Ksiądz rozwiązał ten problem natychmiast: odwrócił się
w stronę skupiska drzew, obok stanęła spowiadająca się. Druga osoba tak samo się spowiadała.
Gdy zaczynała się msza św. słońce zaczęło mocniej przygrzewać.
Z jeziora unosił się opar. Przyroda w naturalny sposób uzupełniła naszą
dekorację stwarzając filmowy plener.
W skupieniu słuchaliśmy homilii, gdy rozległo się głośne stukanie w drzewo.
Potem jeszcze raz, drugi, trzeci- dzięcioł odzywał się między przerwami jakie
Ksiądz czynił w czasie kazania.
Msza polowa odprawiona w naszej intencji w niebywałej scenerii na
długo pozostanie w naszej pamięci..
Pokrzepieni Słowem Bożym i Błogosławieństwem- jakiego udzielił nam
Ksiądz Tomasz Janicki w skupieniu wracaliśmy z amfiteatru do ośrodka
na niedzielne śniadanie.
Po śniadaniu Rodzina spacerowała po lesie, część obsiadała ławy i stoły
na zewnątrz budynków przy tych osobach, które przywiozły ze sobą stare
albumy ze starymi zdjęciami. Nadal Rodzina integrowała się w różny sposób
np. Elżbieta Pytlewska z Paryża pływała rowerem wodnym z Agnieszką
Nawrocką./linia Konopackich/ z Warszawy .Ela pedałowała, a Agnieszka się
opalała. .
Marek Radwan-Pytlewski i Włodek Koperkiewicz opowiadali ciekawe
historie z podniebnych lotów, albowiem są pilotami. W naszej Rodzinie jest
to chyba popularne hobby naszych panów, gdyż kilka osób posiada licencję
pilota, a niektórzy nawet zawodowo latali na liniach LOT-u.
Wspomnieniom o dawnych dziejach Rodziny nie było końca, gdy osoby
troszkę wcześniej urodzone wspominały swoje rodzinne domy, zjazdy,
zwyczaje, a nawet potrawy które serwowano w ich domach.
Ja to skrzętnie notowałam tak aby nic nie pominąć przy spisywaniu dziejów rodziny.
O godz.12.30 zebrała się grupa łączników, aby ustalić termin i miejsce następnego zjazdu. Z przeprowadzonych rozmów z Rodziną, oraz wpisów
do kroniki IV Zjazdu jasno wynikało, że Zjazdy mają być zwoływane co roku, a nie tak jak zasugerowałam co 2 lata i w tym miejscu, gdzie teraz
jesteśmy. Nie pozostawało nam nic innego jak obwieścić Rodzinie na niedzielnym obiedzie, że Zjazd odbędzie się za rok w tym samym miejscu,.
Po zjedzonym obiedzie, gdy Rodzina delektowała się wspaniałymi ciastami
w imieniu mojego męża Zbigniewa i swoim pożegnałam wszystkich
i podziękowałam za liczne przybycie na Zjazd.
Do zobaczenia za rok………….
Od godz.16.00 miesjce Zjazdu pustoszało. Jeszcze zrobiliśmy ostatnie zdjęcia
przy zdejmowaniu transparentu. Potem już tylko z Elą Konopacką
i Michałem Panfilem zdjęliśmy resztę lampionów,które nie spłonęly.
A jak było pusto - głucho- gdy jako ostatni wyjeżdżaliśmy z gościnnej Sielpi !
PODZIEKOWANIA :
Harcmistrzowi Rafałowi Wąsikowi- kierownikowi ośrodka ZHP w Sielpi,
Oraz jego zastępcy za oddanie w nasze władanie ośrodka na dwa dni
I stałą pomoc administracyjną,
Szefowi Kuchni i jego personelowi, że nas dobrze żywili /wszystko smaczne/
Stwórcy, że nam dał doskonałą pogodę
Uczestnikom, że nie przysparzali kłopotów
Mojemu mężowi Zbigniewowi, oraz Krystynie i Lucjanowi Pytlewskim,
którzy cały czas byli ze mną i we wszystkim mi pomagali.
Kornelia Pytlewska - Major